czwartek, 24 września 2009

Californication..

Witam ponownie!
No i wreszcie po kilkunastu miesiącach niewolniczych robót, spania w dziwnych miejscach i żywienia sie żywnością z puszki  zaczęlismy przemieszczanie się! I od razu przemieściliśmy sie nie byle gdzie bo do
San Francisco. Wiecie, kwiaty we włosach, te sprawy. Akurat tym razem, cudem kurwa*, udało nam sie dotrzeć do celu sprawnie i skutecznie. Miasto piękne, obiecuje. Mam zdjęcie. Jednak zaczęło się  niezbyt zabawnie bowiem wespół z redaktorem milianem postanowiliśmy się pokłócić i ponazwymyślać nawzajem:) Chwile później nam przeszło i zwiedziliśmy całe miasto.

Powinniśmy byli zacząć od symbolu miasta, czyli mostu Golden Gate. Wymyśliliśmy jednak, że most nie królik - nigdzie nie pójdzie i że zobaczymy go dzień póżniej. No i nie zobaczyliśmy. Bo mgła. Nie było widać ani kawałka mostu, poza barierkami, które podziwialiśmy stojąc bezpośrednio na nim - pierwszorzędna robota. Obeszliśmy most dookoła i okazało się, że nie ma takiego miejsca żeby było go widać. Za to znaleźliśmy pomnik znajdujący się tuż przed wejściem na most. Przedstawia człowieka w kapeluszu - wynalazcę mostu czyli Sir'a John'a Golden Gate Bridge'a.

Po zwiedzeniu wszystkiego postanowiliśmy oddać się najbardziej amerykańskiej z amerykańskich rozrywek i poszliśmy kupić tanie hotdogi i wielką colę od gościa z wózkiem na hotdogi i colę. Nie dodałem jeszcze, że sprzedawał je na stadionie Oakland Athletics. Ołkland Atletiks.Popularni A's. Ej's. Tak, poszliśmy na mecz baseball'a. Ku własnemu zdziwieniu przyznam, że mi się podobało. Nie sądziłem, że rzucanie patykiem o piłke może stać się ciekawe gdy tylko oglądasz to na żywo.  Redaktor milian natomiast poddał się przy czwartej serii i zasnął. No cóż, nie każdy orze jak mu pisano.


Ciekawostka: zamiast pójść oglądać most, postanowilismy iść do baru Hooters (www.hooters.com)
Wyrzucili nas za robienie zdjęć kelnerkom. Teraz mamy zakaz wstepu do wszystkich barów typu hooters w stanie California. heheh


Jeszcze jako ciekawostkę dodam, że jest godzina 16.00 a ja pisze z trzydziestego piętra hotelu Stratosphere z widokiem na Strip czyli główną ulicę sin city pośrodku pustynnej Nevady:) Teraz już więcej nie napisze bo muszę iść poszukać jedzenia. Aha, wrzucę jeszcze kilka zdjęć co byście zobaczyli cośtam sobie.


Sir John von Goldengatebridge

Szybcy byli, ale im uciekł...

 Ciekawostka: to nie jest przejście dla łosi...


 red. milian docenia różnorodność kulturową i odnosi się do skośnych z szacunkiem

 napisali nawet, że nie otwierać:/

 "daj, bo Ty znowu zgubisz..." i zgubiłem

 ...


  Prawie ciekawa gra. Prawie.

 red. flisiak okrakiem na wielbłądzie

Ciekawostka: w Vegas tez mają Hooters.

~~red. flisiak

sobota, 19 września 2009

Alaska - ostatnie starcie

Wita panstwa red. borowczyk:)

Siedzimy wlasnie z kawa w rekach i gapimy sie na Alcatraz...i tak nas naszla mysl, ze juz na Alasce nas nie ma, a blog kuleje.

Wiec domykamy sprawe: Palmer - bylo fajnie. Dzialo sie. Niestety wiekszosc nie nadaje sie do publikacji;]

Ciekawostka: red. milian opuscil wlasna impreze urodzinowa. Byl na niej red. flisiak. 
Najpierw nie sprzedali mu wodki, bo nie mial paszportu...wiec musial jechac jeszcze raz. Na rowerze.
Cytat imprezy: piter iz no longer maj frend - red. flisiak

Skladanie tych wszystkich badziewnych karuzel-szmuzel zajelo nam 2 dni. Zrobilismy to tak, ze juz nikt nigdy nie bedzie w stanie ich rozstawic. Jakas kolejnosc ukladania czesci na przyczepach pewnie powinna byc zachowana, ale nasza ulanska fantazja i pierunski pospiech "pozytywnie" zaskocza przyszlorocznych nieszczesnikow;]

No i tyle o "karnawalowej" pracy - 3 razy tego posta pisze, bo czasu nie mam na skonczenie:/
Kolejnych pare dni przebunkrowalismy w miejscu, ktore mozna nazwac namiastka domu: W26th Ave Hostel w Anchogare - bylismy tam juz raz, policja tez byla(kto czyta ten wie).

Dieta na pare dni poszla w odstawke:

Kupilismy steki...
 
przygotowalismy w 15min...
 
i zjedlismy jak ludzie: nozem i widelcem...prawie

Pozniej przyszla pora na krewetki...

ale niedogotowane byly:/
 
...bez komentarza...
 
No i pojechalismy na wycieczke...
 
z nasza kierownica krysia

tymze maluchem

red. flisiak i tak wolal telewizje..


ale byla tylko "panorama"

i "na krawedzi"

wszystko przerywane reklamami...
 
dlugimi...

wiec poplynelismy zrobic pare fotek

redaktorowi f. nie przypadlo to do gustu...

redaktor m. cieszyl ryja jak dziecko

a krysia sie nudzila...

bardzo sie nudzila...

no i odbilo wszystkim

red. flisiak udawal batmana
 
i kozice tez
(pozdrawiamy maaacka)


zrobilo sie zimno i ciemno, a lodowiec zaczal swiecic
 
wiec uspokoilem redaktorow f. i m....
 
pospieszylismy na lodowiec...
 
ale znowu zgasili nam swiatlo:/

Tak wygladal przedostatni dzien na alasce. O ostatnim nic nie bedzie...bo ostatnia noc byla...po prostu byla:)
//pozdrawiamy rodzicow czytajacych tego bloga:)

Generalnie bylo fajnie;] Udalo nam sie przezyc, samemu nikogo nie usmiercic i mamy wszystkie zeby oraz palce. No prawie...red. flisiak zaokraglil sobie jeden szlifierka, a red. milian oderwal kawalek o karuzele. Kawalek palca oczywiscie.

Ciekawostka: dzisiejszego posta sponsruje: brak snu, jet-lag, chodzenie pod gorke przez caly dzien, halas za oknem uniemozliwiajacy zasniecie i literka D.
D jak Dobranoc

~~ red. borowczyk




Szybko o Palmer

Szybko, bo siedzimy na lotnisku i czekamy na odlot/wylot do SanFran.
Palmer to taka wiocha, w ktorej odbywa sie coroczny festiwal badziewia i karuzel znany jako Alaska State Fair.
Poza tym nie ma tam nic. Zupelnie nic. Nawet nas tam juz nie ma...

Od myslnikow co sie dzialo:
- Cao Peng, nasz przemily kolega z pekinu, znakomicie mowi po rosyjsku. Zupelnie nie...ale stara sie, a "kak dejla" i "udin, dwa, fli" na stale weszly do jego slownika
-bylismy na pierwszej stronie gazety:

od lewej: red. flisiak, ja, ves i jacyn
- red. flisiak opuscil impreze...ja poszedlem. Dobrze sie bawilem, a redaktorowi f. rusek spawiowal sie na plecy...plecak...kto by to spamietal

-nic nie bylo w tv...

 
 
To tyle, bo nie mam teraz czasu...
reszte - zwiedzanie alaski i jakies tam lodowce - opisze jutro...albo kiedystam:/
Czas wsiadac na poklad USS Enterprise;]
 
 
~~red. milian

czwartek, 10 września 2009

Pare zapomnianych fotek

zanim napiszemy kolejnego posta poczekamy na wasze komentarze
nie ma opierdalania sie, ze niby tylko my mamy tu pisac?!
tak serio to zbieramy fakty do kupy i probujemy sobie przypomniec co robilismy przez ostatnie 2 tygodnie z gorka
wiec teraz troche fotek nowych i starych z flisiakowego aparatu glownie:

naknek - palec celowo w kadrze

plaza nad morzem berringa - jakis grubas w kadrze tym razem



na skraju swiata

od lewej: kuba, nie wiem, ja, jakas dziura

czas: 5min13s
kalorie: milion-gazylion trzydziesci(slownie dwiesciepiedziesiat)
w ramach naszej diety cud(3kg kielbasy i litr wodki dziennie) dopuszcza sie burgera bez frytek

to nieprawda, ze eskimoski noskami...

oj nieprawda.

"this is how the men fold" (Justin)

zdjecie mnie robiacego zdjecie

zdjecie mnie od tylu

ja, mlotek i kupa zlomu

Cao i redaktor flisiak w pracy...
Ciekawostka: nikt nie umarl na tej karuzeli, ale my na nia nie wsiedlismy z uwagi na drobne niedociagniecia podczas montazu(strony nie zeszly sie o jakies 3metry)


z numerem 3: magnum pi aj dzi

tenis noca

"tenis jest jak jazda na rowerze" - red. flisiak kiedys to nam wytlumaczy

red. flisiak dosrodkowuje z roznego
dodatek:

to nie my zrobilismy, obiecujemy


kurcze, napisalem tutaj sporo o alasce i naszych odczuciach, ale sie mi safari zwiesilo i wszystko poszlo pingwinom na pozarcie... dlatego teraz tylko jedno zdjecie dam, cobyscie nie mysleli, ze sie tu lenimy.
praca jako carnie(taki robol w wesolym miasteczku, jak juz zapewne wiecie) to nie przelewki i mozna latwo stracic palce i inne czlonki


nasze rece nie daly sie domyc, ale to nie szkodzi. gdyby byly czyste latwiej byloby zauwazyc, ze cala reszta jest brudna i nieogolona...
z ciekawszych ran: maly palec redaktora flisiaka zostal troszeczke przyszlifowany grubym papierem sciernym. 
mnie zaatakowala taka duza wajcha od hamulca i odrabala mi kawalek miesa
zwinni za to jestesmy jak kuny(slowa red. flisiaka), tylko ze nie wiemy nawet jak one wygladaja...
koncze, idziemy robic pranie - czysty recznik to dla nas luksus, podobnie jak cieple jedzenie...jak cokolwiek cieplego...
pod drodze do pralni jeszcze tylko subway...
a od jutra przenosimy swe ponownie tyjace dupska do anchorage, do hostelu prowadzonego przez przemilych hindusow...maja kanapy i telewizory, i ciepla wode, i internet...
i wlasnie tam zaczniemy zasluzone wakacje
~~redaktor milian