środa, 26 sierpnia 2009

Wybłagał


redaktor milian wybłagał.
Uważa to za swoje najlepsze zdjęcie.

~~redaktor flisiak



wtorek, 25 sierpnia 2009

WItamy po przerwie


Tu redaktor milian.
Pragnę zakomunikować, że żyjemy.
To ciężka praca spowodowała ciszę na łączach, ale to już ostatni raz...no prawie.
Od czwartku ponownie maraton: praca, sen, praca, sen...i okazyjny prysznic, ale o tym nie teraz i nie ja.
Praca ciekawa, nietuzinkowa i nieprzeciętna, jak mina redaktora flisiaka na zdjeciu grupowym,
ale z czasem może się nudzić - ten czas to 2(słownie: dwieście pięćdziesiąt) godziny.
Jesteśmy rajdaz - operatorami kolejek wysokiego ryzyka.
Początkowo przypadły nam w udziale jakies chu*stwa dla dzieci(red. flisiak:"zajebiście jest napisane"), lecz z czasem awansowaliśmy - ktoś niespełna rozumu pozwolił nam ładować ludzi do takich dużych maszyn, co się kręcą. Szybko się kręcą. I to my je obsługujemy - u mnie tylko 3 osoby pusciły pawia - dla opolan: rzurały czyli puściły pawła.

Ciekawostka: zrobiłem zdjęcie jakiegos stwora z obejścia, ale redaktor flisiak nie pozwala mi go zamieścić

No i tak nam szczęśliwie mijały dzionki...zupełna nuda z małymi wyjątkami.
Udało się nam wyrwać pare razy do Arctic Pubu, gdzie byliśmy jedynymi białymi - takie miejscowe dziwo.

Ciekawostka: redaktor milian rozerwał sobie spodnie na dupie. Były to stare spodnie.
redaktor flisiak nie wykazał sportowego ducha walki i nic sobie nie rozerwał.
Może jedynie palec szlifierką. Już prawie odrosło.

Jedyne miejsce w Fairbanks godne uwagi to narożna kawiarenka, w ktorej serwują kawę. Dobrą kawę, bo tutaj to się pije takie popłuczyny z filtra(właśnie łyczek wziąłem...ble).
Od siebie polecam gofry z truskawkami - kupuje się taki kubek z ciastem, wlewa się do stojącego w rogu gofermejkera i zapomina o nich. Straż pożarna szybko tutaj działa. Bo zza rogu.

Okres popracowy to tylko składanie machin śmierci i wyczekiwanie wyjazdu do Palmer - alaskańskiej stolicy rozpusty, karnawału i SPAMU(tego w puszce).
Spakowaliśmy manatki, czekaliśmy na wyjazd, grzalismy spodnie na rano podkladając je pod głowę.

Ciekawostka: jak rano założyc czyste i ciepłe skarpety? wieczorem założyć zimne i schować się w śpiworach.

O pogodzie trochę: to alaskańskie bydło, tych 600 tysięcy redneków nie wie, że jak pada deszcz, to się siedzi w domu. Dla nich każda pogoda bez śniegu to dobra pogoda, a każda atrakcja jest warta zobaczenia...nawet zabytkowe karuzele.
A jak nie padało, to było gorąco, że aż w uszy piekło. Jedynie nocą normalniało...i spadało do jednocyfrowych temperatur.

Ciekawostka: jak się wsadzi spiwór w spiwór to nic nie daje. Dalej piździ.

Tyle ode mnie, czas się kończy(i internet też)

Uwagi końcowe:
- przecinki nie są ważne
- klawiatura jest chińska
- nieskładny, ale od serca i w dobrej wierze pisany
- następny jutro

Zdjęcia:
(gdybyście nie wiedzieli)


bo wczoraj z rana wiewiórka chleb mu zjadła


redaktor milian na "atrakcji szokleniowej"


Yasyn will be cooking for you guys


Ludzie pracy


Małe, miejskie autko
RAM 3500 - diesel 7,2 litra - to więcej, niż pojemność bagażnika w maluchu


Bu z siostrą Bu.


Pan i władca na krańcu świata.


Kolejny dzień za biurkiem


znacie Łysego?


Yasyn i red. flisiak z chińczyka się śmieją

czwartek, 6 sierpnia 2009

Czarne chmury nad głowami

Wita Państwa redaktor milian.
Mam nieskrywaną przyjemność zakomunikować Państwu, że od jutra rozpoczynamy naszą "prawdziwą" pracę. Będziemy operować karuzele. Karuzelą? Będziemy wciskać "start" i "stop" oraz kasować bilety i nieśmieszne komentarze(takie o przecinkach, życiu i wszystkim - zapraszamy do lektury "The Hitchhikers Guide to the Galaxy").

Ciekawostka: kupiliśmy bilet do SanFran...oby tym razem bez pomyłek, spóźnień i pożarów...

Właśnie o pożarach teraz będzie mowa(przechodzę od tematu do tematu lepiej od r. flisiaka, prawda?). Lecąc z Anchorage do Fairbanks nieco ponad tydzień temu
redaktor flisiak spostrzegł przez okno awionetki przeżywającej swoją drugą(albo i trzecią) młodość wielkie, gęste i białe kłęby dymu. Jak się później okazało, ogień trawił wielkie połacie lasu w "okolicach"(to słowo ma tutaj zupełnie inne znaczenie - 100km to rzut kamieniem, a 500km to ścisła okolica) parku Denali. Na dowód przedstawiamy zapis filmowy zrealizowany przez jednego z nas, rednecków:

http://www.youtube.com/watch?v=KobqyS-Nbt0

Ciekawostka: redaktor flisiak i ja, r. milian, należymy od niedawna do grupy społecznej określanej mianem rednecków - nie myjemy się, mamy spaloną skórę na karku i pracujemy w kurzu i znoju;]

Wracając do pożarów...wczoraj z wieczora wybraliśmy się na przechadzkę do uniwersyteckiej kawiarenki na skrzyżowaniu University Rd i Collage St. i naskrobaliśmy wam posta(tylko wiks i maru pofatygowali się udzielić nam konstruktywnego feedback'u, chwała im i flacha!).
Gdy już kawa wystygła, internet się skończył i tyłki przyrosły nam do kanapy(2-3h) wyszliśmy na zewnątrz, a tam stepy akermańskie. Albo zupełnie nie. Całe miasto spowite było duszącym dymem w kolorze jasnopomarańczowym. Niezrażeni tym faktem wyruszyliśmy do pobliskiego(pamiętacie "okolice"?), oddalonego o godzinę marszu, sklepu. Przemierzając półki z gównianym, anglosaskim chlebem i bułkami do hot-dogów(nikt nie nosi takiego stroju, wiks;]) napotkaliśmy naszego współpracownika Coddiego. Dowiedzieliśmy się, że ogień jest jakieś 10mil od granic miasta i prawdopodobnie zostaniemy ewakuowani następnego dnia, dlatego poradził nam kupić piwo zamiast jedzenia. Posłuchaliśmy...cóż mieliśmy zrobić?;]
Tu po raz kolejny opatrzność czuwała nad nami, zupełnie jak feralnego ranka, kiedy zaspaliśmy na samolot.
Spadł deszcz.
Zgasił pożar.
ZALAŁ MI PRZYCZEPĘ!!

Ciekawostka: kończą nam się ciekawostki...wprowadzamy zmiany w blogu...tylko poczekajcie!

To tyle, nic więcej od wczoraj się nie wydarzyło. Życie tutaj nie obfituje w atrakcje.

~~redaktor milian

Loża szyderców

Redaktor flisiak się bardzo stara, a Wy go nie podbudowywowuwejecie.
Skandal!

~~r. borowczyk

środa, 5 sierpnia 2009

Koniec stagnacji!

Dobry wieczór. Pisze redaktor flisiak.


Wraz z przyjazdem do malowniczego miasta położonego w samym środku alaskańskich stepów, o jeszcze bardziej malowniczej nazwie, wyjętej jakby wprost z baśni Andersena czy Braci Grimm, rozpoczął się kolejny etap naszej wyprawy. Długie zdanie zaszło. Fairbanks, bo o nim mowa, stało się naszym domem na kolejne dwa tygodnie. Po okresie w Anchorage, gdzie bez pracy lecz z nadzieją na lepsze jutro spędziliśmy ponad tydzień, zmiana środowiska wpływa na nas jak woda na kwiaty. Albo nawet lepiej. Jak kwit na barmana.

Przenosiny odbyły się oczywiście z przeszkodami, nie mogło przecież być inaczej ale zdążyliśmy już się przyzwyczaić do problemów związanych z lataniem samolotem;) Ale o tym przyrzekliśmy nikomu nie mówić. Znowu. W szczególności Kaczemu;)
Pierwsza rzecz, która nas zdziwiła tuż po lądowaniu to temperatura. Spodziewaliśmy się ochłodzenia jako, że przemieściliśmy się daleko w kierunku północnym i znajdujemy się zaledwie 125 mil od koła podbiegunowego. Nic bardziej mylnego, bo jest tu codziennie od 25C do 27C. Okazało, że jesteśmy świadkami najcieplejszego lata ostatnich dekad. Stąd, największe w historii pożary, trawiące ogromne obszary wokół miasta.
Zastanawiam się właśnie jak przejść od pożarów do tego gdzie mieszkamy i co robimy, nic nie wymyśliłem więc po prostu przechodzę.

Mieszkamy w przyczepie. Pracujemy w wesołym miasteczku. Znajduje się ono na skraju miasta, gdzie widok na góry byłby oszałamiający gdyby nie ten dym z tych pożarów. Jest wszędzie i denerwuje. Co do przyczepy.. ja mieszkam w skrytce z widokiem na ścianę lasu a red. milian z widokiem na ścianę innej przyczepy. Generalnie nie jest źle, gdyż przyczepa chroni przed niską temperaturą (marnie) i dzikimi zwierzętami (tez marnie). Jest gdzie stanąć i się położyć, choć nie do końca, bo łóżka zaprojektowane są dla osób nieprzekraczających metra siedemdziesięciu. Zarówno ja, jak i drugi redaktor ten wymiar przekraczamy mniej więcej na wysokości sutków. Hehehe.
Co do ochrony przed dziką zwierzyną to też nie bardzo, bo wczoraj z rana wiewiórka chleb mi zjadła. Na półce były dwa - otwarty i zamknięty. Mogła wziąć ten otwarty i do połowy zjedzony ale po co .. i zeżarła ten nowy. Ale już przebolałem.

Ciekawostka:
- Zaraz po przyjeździe poszliśmy do miejscowego baru, zintegrować się z miejscową ludnością. Był tam Jamajczyk, dwóch Bułgarów, banda Ukraińców, my oraz Chińczyk. Prawie nikt nie mówił po angielsku.


W pracy panuje bardzo sympatyczna atmosfera. Jutro jedziemy na kajaki i chyba będziemy na nich pływać. Póki co sezon się nie rozpoczął więc zajmujemy się rozstawianiem sprzętu i czyszczeniem obejścia. Z niecierpliwością czekamy na nadejście piątku, gdyż na ten dzień zaplanowane jest wielkie otwarcie. Fajerwerki i w ogóle. Wtedy będziemy mogli pełną parą pracować po 12 godzin na dobę, zarabiać krocie i realizować amerykański sen:) Jesteśmy przydzieleni do działu raiders, co oznacza, że będziemy operować kolejką górską albo dużym smokiem.

Ciekawostka:
- pracujemy z mieszkańcem Deadhorse. Czyli jednym z całych dwudziestu dwóch.
(http://en.wikipedia.org/wiki/Deadhorse)

Teraz trochę o relacjach międzyludzkich i różnicach kulturowych. Amerykanie ze słowem ball kojarzą jajko a ze słowem foot kojarzą ręce. Czyli źle. Ale jako, że nas jest dwóch a ich ze trzydziestu, musimy grać w ich wersję futbolu. Na początku z niechęcią, niepewnie staraliśmy sie ogarnąć zasady tej głupiej gry, po to by po 30 minutach walki otrzymac przydomek Polish assassins;) Serio. Albo skinny boys:) Też serio. Wynika to z faktu, iż grubi amerykanie nasz koślawy trucht określają sprintem bo sami mają nałożone mechaniczne ograniczenia do 9 km/h. W milach to będzie 5,59234073/h. Wygląda to jakby wszyscy grali w zwolnionym tempie a my, nadzludzko szybcy, niczym kormorany biegamy.

Ciekawostka:
Zza kulis:
(ja) - ...jak kormorany biegamy.
(r.milian) - dlaczego kormorany ?
(ja) - nie wiem.
(r.milian) - niech będzie.


~~redaktor flisiak

sobota, 1 sierpnia 2009

Encyklopedycznie - czasowypełniacz

Witam!
Tutaj redaktorzyny flisiak i milian. Na wstępie pragniemy zakomunikować, że jak ktoś nie rozumie poprzedniego posta, to może postawić nam(naszym skromnym redaktorskościom) piwo...z chęcią opowiemy, wyjaśnimy, odpowiemy na pytania.
Było nieskładnie, ale tak to jest na końcu świata...














Scenka z życia w Anchorage - nuuuuuuuudy;]















Od lewej:(góra) nie wiem, Kuba, nie wiem,(dół) nie wiem, nie wiem, Piotrek, krzesło.
















Kulig - trzeba sobie radzić, jak śniegu nie ma(całe 2 tygodnie w roku)















W oczekiwaniu na wodę... - http://en.wikipedia.org/wiki/Naknek,_Alaska















Niedźwiedź alaskański(Ursus arctos middendorffi) - żyje głównie na wyspie Kodiak, dlatego jest "ciut" mniejszy od zwykłego "miśka"


Zapomniane nagranie z Naknek, AK