piątek, 2 października 2009

Hollywoodland



Witam Państwa z zaspanego...no właśnie, o tym dowiecie się później:)
Tu redaktor m.
Przyszła pora i czas najwyższy na posta z elej lub też el elej dla znających urzędowy język kalifornii - meksykański(nie mylić z hiszpańskim, który jest ładny jak hiszpanki...meksykański jest ładny najwyżej jak stare burrito).
Zawitaliśmy w LA wczesnym rankiem, gdzieś koło południa(co już zwiastowało problemy z myśleniem waszych redaktorzyn) i pewnym krokiem ruszylismy(juz mi sie nie chce polskich znakow pisac) w strone centrum miasta. Zly pomysl. Bardzo zly...poniewaz dworzec grejhaunda zlokalizowany jest w samym srodku mexicotown.

Ciekawostka: dwa razy z rzedu nie spieprzylismy niczego przemieszczajac sie. Tym razem udalo sie wsiasc do autobusu wlasciwego...i w dobra strone nawet...

Bylo jakies 98stopni w cieniu(przerzucilismy sie juz na te jankeskie jednostki), droga dluga, plecaki ciezkie...a okolica jak z "Miasto Boga" - nawet dzieci mialy pistolety. Przypomnienie: jestesmy biali, bardzo biali. Wiekszosc miejscowych nawet raz w zyciu bialego czlowieka nie widziala, wiec podchodzili sprawdzic kto jest tak glupi...ale szczesliwie nic nam sie nie stalo.

Lzejsi o portfele, telefony i jeden zloty zab przeszlismy przecznice dalej, a tam stepy akermanskie...no prawie - biznesowa dzielnica - zywej duszy na ulicy...zlapalismy zatem metro i godzine pozniej dotarlismy do Hollywood(gdzie nasz greyhound zatrzymal sie nawet 5h wczesniej, ale nie wiedzielismy, ze to nasz przystanek...), gdzie zaokretowalismy sie w jednym z najprzyjemniejszych nam znanych hosteli(tego z Anchorage nic nie przebije...Milosz potwierdzi...i Maaaaciek tez).

No i poszlismy spac.

reszta w duzym skrocie, bo sie rozpisalem jak na sambatripie(http://sambatrip.blogspot.com/ - oczekuje linka zwrotnego chlopaki...;])
  • red. milian sie rozchorowal - ale tutejszy syrop na kaszel leczy wszystko szybko i ma 10%
  • red. flisiak wsadzil koszule w spodnie idac na impreze
  • bylismy na wycieczce krajoznawczej dla slusarzy
  • widzielismy ogrodzenia domow slawnych ludzi i robbiego williamsa
  • zaplacilismy za poprzedni podpunkt:/
  • to byla zla decyzja
  • widzielismy taki duzy napis
  • w zasadzie to wspinalismy sie do niego prawie godzine
  • to tez byla zla decyzja;]
  • widzielismy premiere jakiegos filmu
  • i takiego wielkiego policjanta i jakas laske z TV kolo niego, bedzie na zdjeciu nizej
  • bylismy nad pacyfikiem - drugi raz, ale pierwszy byl w naknek, wiec sie nie liczy
  • idziemy robic fotki

fotoredaktor flisiak

od lewej: nie wiem

mowilem, ze wielki? a jej nie znam...i nie chciala dac flisiakowi numeru...

 kolega z wojska


patrzcie: deskorolka!!


prawie jak Szmal...

...prawie.


zupelnie nie jak baywatch;]

Ciekawostka: brak brzucha red. flisiaka nie jest zludzeniem optycznym. Jest nielada wyczynem nauczyc sie wciagac brzuch na stale...



chinskie zarcie zgotowane przez meksykanca

Kuba i Gehry

Nawet kina maja tutaj chinskie


od lewej: pacyfik, nie wiem, kura



W nastepnym odcinku: Vegas

1 komentarz:

  1. aaaaaaaaaa jak to jej nie znasz :P nawet ja ja znam :) haha, i widze ze przypadli ci milus murzyni do gustu :D haha ;P ei a widzieliscie na tych zdjechach z napisem hollywood?:P jakies durnie skacza i szczerza sie nie wiadomo do kogo/czego :D hah :P no ale ;) whities :P co tam co tam :D

    OdpowiedzUsuń