poniedziałek, 5 października 2009

W poprzek.

 Dzieńdobry.

Red.m dość dokladnie i z fantazją opisał nasz kolejny po Los Angeles przystanek - Las Vegazz, więc przychodzi mi stawać przed obowiązkiem przybliżenia Wam etapu wyprawy, w którym za cel obraliśmy przedarcie się z Nevady na Florydę. Jak ktoś jest choć trochę rozgarnięty wie, że to daleko jest. Ale w końcu nie takie odległości człowiek zwykł pokonywać. Do realizacji zadania podeszliśmy rozważnie i poważnie. W tej rozwadze i powadze trwaliśmy dość długo aż w końcu, chyba zmęczeni tym trwaniem, wyszliśmy z pomysłem. Poronionym oczywiście ale wtedy wydawał nam się bardzo dobrym. Autobus. Przpomnę: LV - Miami - 2800 mil. Żaden człowiek o zdrowych zmysłach z własnej woli nie narażałby się na 3 dni jazdy starym klekotem przez pustynie. My to zrobiliśmy.

Zaczęło się od przeszukania bagaży wszystkich pasażerów przez policję antynarkotykową z siedzibą metr od dworca. Do dziś nie wiemy czemu akurat nasz autobus został wybrany do rewizji. Przypuszczalnie mogło to mieć związek z pięćdziesięcioma meksykanami podróżującymi wespół z nami. Na szczęście żaden z nich nie mówił po angielsku ( poza zwrotem : ... it's not my bag..) więc policja szybko dała za wygraną i wyruszyliśmy. Wydawać by się mogło, że na tak długą podróż firma podstawi przyzwoity sprzęt, jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Ze Zgierza do Opola jeżdżą lepsze.

Mieliśmy nadzieję, że chociaż zobaczymy różne ciekawe rzeczy jadąc w poprzek. No ale nie za bardzo.. Wielki kanion minęliśmy w nocy więc nie było nawet widać jak wielki jest.. A z ciekawych miejsc to byłoby na tyle, gdyż później jechaliśmy przez Nowy meksyk, Alabamę, Dżordżię, trochę Teksas, jakieś Arkansas.. A tam nic nie ma! Oczywiście tak naprawdę to nie mam pojęcia czy tam nic nie ma czy tez jest a swoją opinię opieram jedynie na wiedzy, którą posiadłem analizując pocztówki sprzedawane na poszczególnych przystankach autobusowych. Były na nich głównie kukurydze albo trawniki, stąd mój osąd. W każdym razie z okna autobusu nic specjalnego.

Ciekawostka:
                  Pewnie zauważyliście już, że w tym poście nie użyłem jeszcze ani razu słowa 'most'. Moje działanie jest celowe, gdyż w artykule o San Francisco użyłem go z 5 razy i to w jednej zwrotce. Więc wystarczy.

Gdyby nie to, że przez trzy miesiące, pracując w cyrku, trenowaliśmy spanie w przykrótkich łóżkach i nasze kręgosłupy przywykły do zwijania się, pewnie byśmy tej podróży nie przeżyli. Najlepsze jest to, że oszczędziliśmy na tym może 20 $ bo lot samolotem jest właśnie o tyle droższy a trwa 6 godzin a nie 74:) Jednak  patrząc z perspektywy czasu, nie było aż tak źle i gdyby w jednym z autobusów nie wywaliło kibla, nie zepsuła się klimatyzacja a meksykanie mieszkaliby w swoim kraju, powiedziałbym pewnie, że było całkiem dobrze..


Ciekawostka:
                   W następnym odcinku nie użyję żadnego przecinka bo w tym używam ich jak mi ślina na
język przyniesie. W każdej zwrotce i przeważnie bez potrzeby.

Wszystkie trudy, które musieliśmy znosić, głównie przez własną głupotę, zostały zrekompensowane z chwilą pojawienia się w Miami. Tropikalny klimat, piękni ludzie i gościnne kobiety od razu sprawiły, że myślami nie wracaliśmy już do jazdy przez pustynię. Nigdy. Oprócz teraz, bo piszę, no to musiałem trochę wrócić.
O 5 dniach spędzonych na Florydzie napiszemy później. Aha, zdjęć nie mam bo żadnego nie zrobiłem. Ale mam zastępcze :) Stare, trochę zapomniane ale odgrzewam:)

Wszelkie podobieństwo osób przedstawionych na obrazkach do prawdziwych osób jest przypadkowe.

~red. flisiak



 
 
 
 
 


 

4 komentarze:

  1. Hehehe.. Szkoda że tej fotki nie wrzuciłeś... http://www.kopol.com.pl/impreza_web/foto/004/05.jpg :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehhe, to mamy po jednym żenującym;)

    OdpowiedzUsuń
  3. o fuck! gość podobny do tego psychopaty z 5ej foty śpi w pokoju obok!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Albo to:D
    http://www.kopol.com.pl/impreza_web/foto/005/13.jpg

    OdpowiedzUsuń